Michael
Faraday (1791 – 1867) – z londyńskich slumsów ku epokowym odkryciom
Zdjęcie Michaela Faradaya - domena publiczna
Jak to z tą elektrycznością było?
Dzisiaj
fakt, że w naszych domach funkcjonuje cała gama urządzeń zasilanych prądem
elektrycznym, uważamy za coś oczywistego. Jednakże zrozumienie zjawiska
elektryczności i zaprzęgnięcie go do pracy na rzecz postępu technicznego i
naszej wygody zajęło ludziom kilkanaście stuleci. Już Tales z Miletu, grecki
matematyk żyjący na przełomie VII i VI wieku p.n.e., wykonywał ponoć takie
doświadczenie: kawałek bursztynu, czyli skamieniałej żywicy, pocierał mocno
wełną bądź skrawkiem futra, a następnie przybliżał do niego coś lekkiego, np.
piórko, które natychmiast do bursztynu przylegało. Bursztyn to po grecku
elektron, stąd nazwa zjawiska: elektryczność. Potrzyjcie balonem o sweter i
otrzymacie ten sam efekt: tarcie spowoduje przeskok pewnej liczby elektronów ze
swetra na balon. Balon będzie wówczas naładowany ujemnie, dlatego kiedy
zbliżymy go do ściany, łatwo do niej przylgnie. Na pewno nie raz tego
doświadczaliście: jeśli przez chwilę pochodzimy po dywanie ze sztucznego
tworzywa, a następnie dotkniemy metalowego przedmiotu, poczujemy dość mocne
„kopnięcie” – można nawet wówczas zaobserwować przeskok iskry. To sytuacja
podobna do tej z balonem: szurając stopami po dywanie, gromadzimy na sobie
ładunki, które metal chętnie przyjmuje. To tzw. elektryczność statyczna, czyli
taka, która nie jest związana z uporządkowanym ruchem ładunków elektrycznych.
Badania
nad zjawiskiem elektryczności nabrały tempa dopiero w XVIII wieku. Benjamin
Franklin, wybitny amerykański polityk, filozof i naukowiec, przeprowadzał
doświadczenia z piorunami: podczas burzy puszczał latawiec, umieściwszy
uprzednio metalowy klucz na końcu mokrego sznurka. Kiedy następowało
wyładowanie, można było zaobserwować iskry przeskakujące z klucza do ziemi. W
pierwszej połowie XVIII wieku uczeni wiedzieli już, jak uzyskać iskrę, lecz
wciąż pozostawała zagwozdka: jak tę energię magazynować, a następnie sprawić,
by można ją było przesyłać. I nie było to łatwe zadanie! Urządzenie do
przechowywania ładunków elektrycznych nazywamy kondensatorem, a pierwszym
pojemnikiem służącym temu celowi była tzw. butelka lejdejska. Jej nazwa
pochodzi od holenderskiego miasta Lejda, gdzie została wynaleziona w 1746 roku,
choć podobny przyrząd zaprezentowany został mniej więcej w tym samym czasie
przez innego wynalazcę w Kamieniu Pomorskim, będącym wówczas częścią Królestwa
Prus. Butelka lejdejska była szklanym naczyniem, wypełnionym wodą i zatkanym
korkiem, przebitym na wylot miedzianym drutem. Ładowano ją elektrycznie poprzez
zetknięcie drutu z naładowanym ciałem.
Prawdziwy
przełom nastąpił w 1800 roku, kiedy włoski fizyk i wynalazca Alessandro Volta
skonstruował wspomniany stos Volty. Składał się on z trzech rodzajów krążków,
ułożonych naprzemiennie: cynkowych, tekturowych oraz miedzianych. Tektura
nasączona była roztworem soli lub kwasu, np. octu. Obserwując eksperymenty
Luigiego Galvaniego z tzw. zwierzęcą elektrycznością, łebski Volta
wykombinował, że wystarczy wziąć dwa różne rodzaje metalu i zanurzyć je w
kwasie – elektrolicie – by wywołać przepływ prądu elektrycznego. W jego
zmyślnym urządzeniu między metalami a kwasem zachodzą reakcje elektrochemiczne,
w wyniku których atomy cynku tracą elektrony, stając się dodatnio naładowanymi
jonami. Jony te (kationy) następnie przechodzą do kwasu, pozostawiając po sobie elektrony
na płytce. Na płytce miedzianej zachodzi proces odwrotny: miedź bowiem oddaje
elektrony na rzecz obecnych w roztworze jonów dodatnich, czyli cząsteczek, w
których jest niedobór elektronów w atomach. Pod wpływem reakcji chemicznych z
roztworem płytka miedziana staje się więc naładowana dodatnio. Warto wiedzieć,
że metale różnią się między sobą m.in. tym, na ile są zdolne przyłączać lub
oddawać elektrony. I tak właśnie jest z cynkiem i miedzią. Metalowe elementy w
stosie Volty nazywamy elektrodami, a kwas, z którym reagują, to wspomniany elektrolit.
Teraz wystarczy połączyć płytki drutem, a elektrony zaczną płynąć z miejsca,
gdzie jest ich nadmiar, tam, gdzie jest ich niedobór. Stos Volty był w istocie
prekursorem współczesnych baterii. Sami możecie się o tym przekonać i zbudować
swój własny model – wystarczy do tego kilka podkładek ocynkowanych i
miedzianych, które można kupić w sklepie hydraulicznym. Do tego wytnijcie kilka
krążków z tektury o takiej samej średnicy, co wasze podkładki, namoczcie w
occie i ułóżcie to wszystko, tak, jak na rysunku. Za pomocą miernika
uniwersalnego sprawdźcie, czy wasz stos działa.
Duński fizyk i chemik Hans Christian Ørsted posługiwał się w swoich badaniach podobnym przyrządem. Jego działanie demonstrował także na licznych prowadzonych przez siebie wykładach – wieść głosi, że był pierwszorzędnym nauczycielem, który uwielbiał spotkania ze studentami. 21 kwietnia 1820 roku, tuż przed porannym wykładem, Hans ustawiał aparaturę do doświadczeń i po połączeniu obu końców swojej baterii przewodem zauważył, że pod wpływem przepływającego przez przewód prądu elektrycznego igła kompasu ustawionego w pobliżu aparatury odchyla się. Odchylenie to było niezauważalne dla siedzących w sali studentów, dla Ørsteda był to jednak wymowny sygnał, że między elektrycznością i magnetyzmem istnieje ścisły związek. Na tym eksperymencie oczywiście się nie skończyło – Ørsted powtórzył go jeszcze wielokrotnie, używając do tego różnych rodzajów przewodów i w każdym przypadku igła kompasu konsekwentnie się odchylała. Praca Ørsteda na ten temat była sensacją wśród fizyków, stanowiąc zachętę dla kolejnych eksperymentatorów. Francuski fizyk i matematyk André Ampère wkrótce potwierdził tezę, że prąd płynący przez cewkę zbudowaną ze zwojów miedzianego drutu wytworzy pole magnetyczne – innymi słowy, cewka wykaże takie właściwości, jakie ma magnes trwały. Niedługo potem skonstruowano pierwszy elektromagnes – urządzenie składające się z dwóch zwojów drutu miedzianego oraz żelaznego rdzenia w kształcie podkowy. Po włączeniu prądu pole magnetyczne wokół drutu powodowało, że element żelazny zachowywał się jak magnes. Po wyłączeniu prądu właściwości magnetyczne zanikały.
Wykorzystane szanse, wielkie odkrycia
Głodny wiedzy Faraday wykorzystał każdą sposobność, by mieć kontakt z nauką. Pod tym względem los był dla niego dość łaskawy, bo co i rusz takie okazje mu podsuwał, że wspomnę choćby robotę w introligatorni w otoczeniu książek. W 1812 roku dwudziestoletniemu Faradayowi wpadł w ręce bilet na wykłady z chemii prowadzone w Londyńskiej Royal Institution przez znamienitego chemika, Sir Humphry Davy’ego. Faraday oczywiście na wykład poszedł, a tam dosłownie chłonął wszystko, co usłyszał. Wszystko to także skrupulatnie notował, a kiedy wrócił do warsztatu, notatki starannie oprawił i wysłał Davy’emu wraz z prośbą o przyjęcie do pracy. Davy był pod wrażeniem i niemal natychmiast odpisał skromnemu introligatorowi. Niestety, posady zaproponować nie mógł, ale dobrze go sobie zapamiętał. Kiedy kilka miesięcy później jeden z jego asystentów został zwolniony za awanturnictwo, Faraday zajął jego miejsce.
Humphry Davy, domena publiczna
Humphry Davy był przystojny, błyskotliwy, nieco
impulsywny, miał niespożytą energię i niezwykle bujną wyobraźnię. Pisał
wiersze, rysował, zbierał i badał minerały. No i odkąd jako kilkunastolatek
zaczął terminować u aptekarza, stał się nieustraszonym chemikiem-eksperymentatorem.
A to się sztachnął jakimś gazem, np. podtlenkiem azotu (gazem rozweselającym),
żeby sprawdzić, jakie ma działanie na ludzki organizm; a to sobie przygotował
mieszankę, która okazała się wybuchowa i oczywiście eksplodowała, niemal
pozbawiając go wzroku (i życia). Na początku XIX wieku, tuż po tym, jak
Alessandro Volta skonstruował swój stos Volty, Humphry Davy zajął się
elektrolizą. Szybko dostrzegł, że doprowadzając do różnych roztworów lub stopionych soli prąd
elektryczny, da się ze związków chemicznych wyizolować poszczególne pierwiastki chemiczne. To
jemu zawdzięczamy odkrycie sodu, potasu, magnezu, wapnia, strontu, baru. To on
także uważany jest za odkrywcę boru i to on udowodnił, że chlor to pierwiastek
chemiczny, a nie związek chemiczny, jak dotychczas sądzono. Pod okiem Davy’ego
Faraday doskonalił swoją wiedzę chemiczną, w szczególności w dziedzinie
elektrolizy – dwadzieścia lat później sformułował dwa prawa elektrolizy, zwane
prawami elektrolizy Faradaya. W latach 20. XIX wieku Faraday odkrył benzen,
skroplił kilka gazów, w tym chlor, badał stale stopowe oraz wytwarzał różne
rodzaje szkła do produkcji soczewek. Najważniejsze jednak miało dopiero
nadejść.
Skąd ten prąd?
Świeżo
odkryte i badane przez starszych kolegów, m.in. Ørsteda i Ampère’a, zjawiska związane
z magnetyzmem i elektrycznością zainspirowały Michaela Faradaya do własnych
doświadczeń. Kilka lat i setki mniej lub bardziej udanych eksperymentów
później, w 1831 roku przeprowadził doświadczenie, które na pierwszy rzut oka
mogłoby się wydawać całkiem niepozorne: do wewnątrz niewielkiej, zamkniętej
pętli wykonanej z metalowego drutu uczony wsuwał, a następnie wysuwał z niej
magnes. Tylko tyle i aż tyle: okazało się, że poruszający się magnes wywoływał
przepływ prądu elektrycznego. To samo zjawisko można zresztą zaobserwować,
„odwracając” porządek tego doświadczenia: gdybyśmy umieścili zawinięty w pętlę
drut miedziany pomiędzy biegunami magnesu trwałego, a następnie zaczęli obracać
zwojnicę, jej ruch w polu magnetycznym spowoduje przepływ prądu. Tak właśnie
działają prądnice, począwszy od prostego dynama rowerowego, na ogromnych
generatorach prądu w elektrowniach skończywszy. Odkryte przez Faradaya zjawisko
nosi nazwę indukcji elektromagnetycznej, która polega na tym, że zmieniające
się pole magnetyczne powoduje przepływ prądu elektrycznego. Niedługo po tym
odkryciu Faraday skonstruował pierwszy generator prądu elektrycznego,
składający się z metalowego dysku (wykonanego np. z miedzi) umieszczonego
pomiędzy biegunami magnesu podkowiastego. To proste urządzenie to prekursor
prądnic i generatorów używanych dzisiaj w elektrowniach, dzięki którym możliwe
jest wytwarzanie i przesyłanie energii elektrycznej do milionów domów i fabryk.
Dysk Faradaya, domena publiczna
Dynamo rowerowe to taki mini-generator prądu elektrycznego. Kiedy użyjemy umieszczonego z boku dynama przycisku, wokół widocznego w środku uzwojenia będzie poruszał się magnes trwały. Dzięki temu lampka zacznie świecić!
Co
jeszcze od Faradaya? Długo by wymieniać: to m.in. skonstruowanie pierwszego
silnika elektrycznego oraz przeprowadzenie doświadczeń wykazujących związek
pomiędzy światłem i magnetyzmem i odkrycie tzw. zjawiska magnetooptycznego. To
Faradayowi zawdzięczamy wprowadzenie do fizyki pojęć „pola” oraz „linii sił pola”. Ten wielki eksperymentator–samouk z powodu swojego
pochodzenia i braku formalnego wykształcenia miał duże niedostatki wiedzy
matematycznej. Ścisłą matematyczną formę jego odkryciom nadał inny wielki
fizyk, James Clerk Maxwell - badania Faradaya stanowiły podstawę jego elektromagnetycznej teorii światła. Swoją
wiedzą Michael Faraday chętnie się dzielił – w latach 20. XIX wieku zapoczątkował serie
pokazów i wykładów bożonarodzeniowych dla dzieci i młodzieży, które kontynuował
do 1860 roku. Ta tradycja została podchwycona przez późniejszych uczonych –
popularyzatorów nauki i trwa do dziś.
Inny gigant nauki, Ernest Rutherford powiedział o
nim: “Kiedy rozważymy rozmiar i zasięg jego odkryć oraz ich wpływ na postęp w
nauce i przemyśle, nie sposób wyobrazić sobie adekwatnego symbolu upamiętnienia
Faradaya, jednego z największych naukowych odkrywców wszechczasów”. Za
każdym razem, kiedy włączacie światło, radio, telewizor lub odbieracie telefon,
koniecznie przypomnijcie sobie o Michaelu Faradayu, ubogim chłopaku z
londyńskich slumsów.
P.S. O Faradayu i wielu innych wybitnych uczonych przeczytacie w moich książkach o których wspominam w opisie profilu. Ilustracje do tego artykułu pochodzą z książki "Fizyka dla laika", a autorem rysunków jest Jacek Kenig.
Koniecznie zajrzyjcie na blog
teoriaelektryki.pl, jeśli chcecie, by zagadnienia elektryczności i magnetyzmu
przestały być dla was tajemnicą i szukacie medium, gdzie wszystko jest
tłumaczone krok po kroku przystępnym językiem.
Komentarze
Prześlij komentarz