W sformułowanej pod koniec 1915 roku ogólnej teorii
względności Albert Einstein zawarł taki oto postulat: opisana przez sir Newtona
grawitacja jest konsekwencją zakrzywienia czasoprzestrzeni. Czas i przestrzeń
są ze sobą ściśle związane i tworzą czterowymiarową strukturę, a masa ciał
niebieskich – planet, gwiazd, księżyców itd. – powoduje jej „odkształcenie”.
Można to zgrabnie zilustrować przy użyciu trampoliny – jeśli macie taką
„zabawkę” w ogródku, możecie od razu wykonać kilka doświadczeń. Gdy na środku
naciągniętej na trampolinie gumowej płachty położymy ciężką kulę, płaszczyzna
materiału zostanie wgnieciona. Kiedy następnie na krawędzi trampoliny umieścimy
mniejszą kulkę, krzywizna płachty szybko zniesie ją do środka, w kierunku dużej
kuli. Tylko tyle i aż tyle, bo na tym właśnie polega siła przyciągania: duża
kula zakrzywia przestrzeń wokół siebie, dlatego lżejszy przedmiot będzie ku
niej podążał, kiedy zostanie puszczony w ruch. Podobnie sprawy mają się w
kosmosie – wszystkie masy we Wszechświecie zakrzywiają czasoprzestrzeń, dzięki
czemu wzajemnie się przyciągają. To jednak nie koniec. W tej samej pracy Einstein
wspomniał o odkształceniach („zmarszczkach”) czasoprzestrzeni powstających za
sprawą przyspieszających ciał niebieskich. Możemy na chwilę powrócić do doświadczenia
z płachtą – jeśli umieszczoną na jej środku masywną kulę będziemy na prze[1]mian podnosić i opuszczać,
na gumowej powierzchni pojawi się zaburzenie, podobne do fali. Choć istnienie
takich fal – fal grawitacyjnych – wynikało z jego teorii i związanych z nią
równań, sam Einstein miał co do nich poważne wątpliwości. Wielu współczesnych
mu fizyków uważało takie zjawisko za matematyczne złudzenie, które na pewno
nigdy nie znajdzie potwierdzenia.
W 1959 młody polki fizyk, Andrzej Trautman, w swojej
rozprawie doktorskiej pokazał m.in., że energia wysyłana przez gwiazdy w
postaci promieniowania grawitacyjnego powoduje zmniejszenie się energii danego
układu ciał niebieskich – za chwilę opowiem o pomiarach wykonanych około 20 lat
później, które to potwierdziły. Swoimi wczesnymi pracami młody, nieopierzony
naukowiec dostarczył solidnych podstaw teoretycznych, które zainspirowały
kolejnych uczonych do dalszych poszukiwań. Poszukiwań, które idealnie byłoby
móc zwieńczyć spektakularnym eksperymentem skutkującym wykryciem fal
grawitacyjnych. Można się domyślić, jak szalony wydawał się ten pomysł w latach
60. XX wieku – ponieważ oddziaływania grawitacyjne są bardzo słabe i w związku
z tym bardzo trudne do wykrycia, nikt nie miał wątpliwości, że aby cokolwiek
zaobserwować, trzeba nie tylko zbudować nie[1]zwykle
kosztowne, ultra czułe urządzenia, lecz także mieć to szczęście, by w obserwowanej
przestrzeni wydarzyła się gigantyczna kosmiczna katastrofa, taka jak wybuch
supernowej lub zderzenie supermasywnych obiektów. Jednym z optymistów był młody
amerykański profesor Kip Thorne, który w 1968 roku rozpoczął intensywną,
wieloletnią kampanię na rzecz takiego projektu.
Tymczasem w 1974 roku amerykańscy astrofizycy Joseph Hooton
Taylor oraz Russell Alan Hulse przy użyciu ogromnego radioteleskopu ulokowanego
w Arecibo, w Puerto Rico, odkryli pulsara – szybko rotującą gwiazdę neutronową
emitującą regularne impulsy promieniowania elektromagnetycznego (w przypadku
tych obiektów są to najczęściej fale radiowe). Dalsze obserwacje wysyłanych
przez pulsar sygnałów i odstępów między nimi utwierdziły uczonych w
przekonaniu, że odkryty przez nich obiekt musi mieć towarzysza, jak się wkrótce
okazało – także gwiazdę neutronową. Był to zatem pierwszy zaobserwowany przez
astrofizyków układ podwójny tego typu obiektów – otrzymał on wdzięczną nazwę
PSR B1913 16. Było to nie byle jakie osiągnięcie, ponieważ to właśnie ten
kosmiczny duet okazał się przełomowym testem teorii grawitacji Einsteina i
przewidzianych w jej ramach fal grawitacyjnych. Taylor i Hulse jeszcze dość
długo, przez kolejnych kilka lat, skrupulatnie przyglądali się układowi i
liczyli wysyłane przez niego impulsy. Dzięki temu zorientowali się, że gwiazdy
krążą wokół siebie nawzajem po coraz bardziej zacieśniającej się orbicie. A
skąd to zacieśnienie? Ano stąd, że rotujące ciała niebieskie tracą energię,
emitując fale grawitacyjne – powinno to brzmieć znajomo, bo właśnie o tym pisał
w swojej pracy doktorskiej Andrzej Trautman. Taylor i Hulse opublikowali swoje
badania w 1978 roku, dostarczając tym samym pierwszego eksperymentalnego dowodu
na istnienie fal grawitacyjnych.
No tak, ale czy to oznacza, że takie promieniowanie zostało
wówczas fizycznie wykryte? Nic podobnego! Do tego była jeszcze bardzo długa
droga – wiele lat przekonywania przedstawicieli instytucji naukowych, zbierania
funduszy oraz projektowania wyrafinowanego urządzenia. Detektor zyskał nazwę
LIGO (z ang. Laser Interferometer Gravitational Wave Observatory), a w jego
skład weszły dwa identyczne, olbrzymie, ultraczułe interferometry – przyrządy
pomiarowe wykorzystujące zjawisko interferencji fal – oddalone od siebie o
ponad 3 tysiące kilometrów. Dlaczego dwa? Największym wyzwaniem podczas
projektowania i budowy LIGO było opracowanie sposobu uniknięcia zakłóceń, które
mogą wystąpić podczas pomiarów. Do takich zakłóceń należą choćby przeloty
samolotów czy roboty budowlane. Oprócz rozwiązań technicznych, takich jak
urządzenia tłumiące drgania, postanowiono ustawić dwa bliźniacze instrumenty –
dzięki temu nawet gdyby w jednym z nich doszło do zakłóceń, można było liczyć
na drugi, znajdujący się w bardzo dużej odległości od pierwszego. Budowa LIGO
trwała kilka lat – od 1996 do 2000 roku – jednak jeszcze co najmniej do 2010
roku wprowadzano serie poprawek i ulepszeń. Ukoronowaniem wysiłków setek
naukowców i inżynierów było pierwsze w historii zarejestrowanie fal
grawitacyjnych, które miało miejsce 14 września 2015 roku, a które naukowcy
oficjalnie ogłosili 11 lutego 2016 roku. I teraz najlepsze: wykryte fale
pochodziły ze zderzenia dwóch czarnych dziur oddalonych od Ziemi o 1,3 miliarda
lat świetlnych. Innymi słowy, gigantyczna kosmiczna kraksa nastąpiła 1,3
miliarda lat temu, a w 2015 roku jej echo dotarło do ekstremalnie czułych,
ustawionych na Ziemi urządzeń.
Komentarze
Prześlij komentarz